poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wyścigi konne... ihaaaaa!

Zdaje sobie sprawę, że piszę mało dokładnie i nie często. Czasem na prawdę ciężko jest znaleźć wystarczająco czasu na napisanie czegokolwiek a czasem na pisanie bardziej szczegółowo. Sposób w jaki piszę jest dokładnie taki w jaki opowiadam różne historie. Wielkim mówcą nie jestem ;) Więc jeżeli czujecie, że czegoś nie dopowiedziałam lubi chcielibyście wiedzieć więcej po prostu pytajcie. Postaram się odpowiedzieć jak tylko mogę najlepiej :) Po to tu jestem między innymi żeby pokazać wam jak najlepiej jak wygląda życie tutaj i praca Au Pair. Będę również bardzo wdzięczna za każde przemyślane słowa krytyki. Tutaj dziękuję Sylwanie http://my-unreal-reality.blogspot.com/

Wróciłam właśnie do domu i zjadłam kolację z moją host rodzinką. Hosta zrobiła rybę i ziemniaki do tego. Byłam tak głodna bo cały dzień nie myślałam za bardzo o jedzeniu bo byłam mocno zajęta... Pani Dorota, którą poznałam na placu zabaw ;) zabrała mnie na wyścigi konne! Ale może od początku....
Pani Dorota zajmuje się chłopcem, z którym Max ostatnio bardzo często się bawi. Chłopcy są w tym samym wieku, dlatego całkiem dobrze się razem bawią. Całe szczęście więc póki co rodzice nie mają nic przeciwko temu, żeby się bawili razem. Cały czas się obawiam, że kiedyś to się skończy bo mój mały "aniołek" uczy drugiego chłopca różnych niefajnych rzeczy, jak brzydkie słowa i gesty (nie pytajcie skąd zna, ja go nie uczę ;) i w końcu może się okazać, że to ten chłopiec ma zabronione bawić się z Maxem. Ale póki co pani Dorota mówi, że ratuję jej życie bo nie nudzi się jak jest z małym na placu zabaw. Chłopcy bawią się razem, my oczywiście ich pilnujemy, ale czas szybko mija kiedy można z kimś miło porozmawiać. Ostatnio więc P. Dorota zapytała czy nie chcę wybrać się na wyścigi konne, które są Jej pasją. Ja oczywiście się zgodziłam bo konie bardzo lubię, ale w obstawianie się nie chciałam bawić bo się na tym nie znam. Pojechałam więc dzisiaj o 11 autobusem 120 do Aventura mall i stamtąd P. Dorota odebrała mnie  samochodem i pojechałyśmy na tor wyścigowy.


Najpierw poszłyśmy kupić gazetki z rozkładem wyścigów, gdzie były imiona jokeyi, koni i prawdopodobieństwo wygrania. Oczywiście P. Dorota starała mi się wytłumaczyć jak powinno się obstawiać, że za faworyta nie dostaje się dużo pieniędzy kiedy wygrywa, tylko za konia, który nie był faworytem. Można też obstawić kolejność koni które dotrą do mety i za to było więcej pieniędzy. Ja nie planowałam grać, ale ostatecznie odważyłam się na ten krok i przegrałam 2 dolary ;) Obstawiłam konia, który najbardziej mi się podobał. Jak widać to nie ma wielkiego znaczenia ;) 
Ogólnie mówiąc na takich wyścigach trzeba się strasznie ochodzić a jeśli ktoś gra to też trochę pogłówkować. Trzeba chodzić z miejsca na miejsce. Same wyścigi w sumie nie trwają długo. Na początek można pójść obejrzeć konie na wybiegu...





Widziałam, że tutaj dużo ludzi podejmuje decyzje co do wygranej...


Potem idzie się do okienka i obstawia swoje zakłady. W tych okienkach przeważnie pracują staruszkowie, który dorabiają sobie do emerytury. W pomieszczeniu jest mnóstwo telewizorów, z wyścigami z innych miejsc USA i oczywiście też można obstawiać swoje zakłady.


Po obstawieniu można było wreszcie obejrzeć wyścig.... i piękne koniki!


Jedna rzecz, które sobie jakoś nie uświadamiałam, to jacy jokeye są malutcy! Wyglądają jak chłopcy 12 letni, są niscy i bardzo drobni. Wszystko po to, żeby koń nie miał dużego obciążenia.
Wyścigi zaczynały się  w prawie zupełnej ciszy. Ale z czasem atmosfera nabierała większego napięcia. Niektórzy ludzie zaczynali krzyczeć (z pewnością to nie ci, którzy obstawiali 2$)


Co było ciekawe to ludzie, którzy przychodzili oglądać wyścigi byli w bardzo różnym wieku. Można było tam nawet zobaczyć całe rodziny z małymi dziećmi, które mówiły "my horse is gonna win".
Po wyścigu oczywiście zwycięzcy mogli odebrać wygraną a koń, który wygrał wyścig mógł się pławić w blasku fleszy ;)


Po kilku takich wyścigach i bieganiu od miejsca do miejsca zrozumiałam, że to może być na prawdę wciągające, ale też że żyłki hazardzisty na szczęście (raczej) nie mam. Jakoś nie wierze, że mogłabym wygrać cokolwiek, w jakiejkolwiek grze. Na takie wyścigi podobno często przyjeżdżają całe grupy graczy, którzy obstawiają jakimiś systemami, nie pytajcie, nie wiem co to znaczy :) W każdym razie, chodzi pewnie o to, że grając razem mają większą szansę na wygraną i jeśli wygrają dzielą się tym między sobą.

Mimo, że gambling to nie moja działka bardzo miło spędziłam dzień i cieszę się, że mogłam zobaczyć i doświadczyć czegoś nowego.

:)
Moja przegrana

Po kilku wyścigach postanowiłyśmy już pojechać do domu. Na końcu podobno zawsze są najdroższe wyścigi, na których można wygrać na prawdę duże pieniądze, ale może innym razem spróbujemy ;) P. Dorota odwiozła mnie na przystanek i szybko wskoczyłam do autobusu jadącego do Miami Beach...


4 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za podziękowania ^^ To miłe! :)

    Jej, ciągle mnie to zadziwia ile nowego jeszcze przed Tobą! Zdajesz sobie sprawę, jaką szczęściarą jesteś, jak cudownie trafiłaś? Na pewno nie jest kolorowo, miewasz wiele trudnych dni, o których tutaj nie piszesz, bo to wiadomo, ale wciąż..
    Tyle nowych doświadczeń, dzięki Twoim postom moje kiełkujące marzenie o Au Pair rośnie z każdym wersem Twojej notki, z każdym zdjęciem.
    Trzymaj się, miłego tygodnia :) :* Do następnej notki! :))

    Pozdrawiam,
    Sylwana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mój blog daje komuś coś dobrego :) Zdaje sobie sprawę, że jestem szczęściarą. Jak to się mówi, że kto ma szczęśćie... ? ;)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  2. Chyba wszystkim podobają się Twoje posty Gosiu. Nie inaczej jest ze mną. Miło się czyta. Widać też, że i do zdjęć się przykładasz.
    PS- biedny koń, jak mu tak strzelają fleszami to oślepiony na następnej gonitwie może zboczyć z toru.

    Pozdrawiam z uśmiechem
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj Klusku, nie słódź tyle ;) Lepiej zabierz się za pisanie swojego ;)
      Pozdrawiam :))

      Usuń