niedziela, 24 marca 2013

They tax me with TAX


Podatki, to jedna ze spraw, z którą Au Pair zwykle nie do końca wiedzą jak sobie poradzić... Nie wiadomo gdzie szukać pomocy i czy w ogóle musimy je płacić. Według zasad programu i wiza J1, (czyli wymiana kulturowa) na podstawie której Au Pair przebywa legalnie w USA, Au Pair nie dostaje wynagrodzenia, tylko kieszonkowe i nie pracuje tylko pomaga rodzinie, z którą mieszka... Niestety według prawa dostajemy normalną wypłatę i mimo wszystko musimy płacić podatki. Teoretycznie, jest tak, że nie trzeba płacić podatków, ale później można mieć problemy z ponownym dostaniem wizy do USA. Słyszałam jednak, że są osoby, które podatków nie płaciły a wizę dostały.... Nie mogę powiedzieć, że są to sprawdzone informacje. W każdym bądź razie ja wolałam nie ryzykować. Było to bolesne, zwłaszcza dla mojej skromnej Au Pairskiej kieszeni ;) 

Kwota podatku Au Pair zależy od tego, w którym miesiącu osoba zaczęła pracę. Ja przyleciałam w lutym 2012 i zaczęłam pracę 17. Od tego momenty przeliczyłam tygodnie i ich ilość pomnożyłam przez tygodniową wypłatę, czyli $195,75. W ten sposób obliczyłam jaki miałam dochód w roku 2012.

Co najważniejsze wniosek, który musimy wypełnić to 1040NR-EZ, a czas do którego należy go złożyć to 15 kwietnia!

Z przykrością po raz kolejny muszę przyznać, ze CC okazało się bezużyteczne. Moja LCC, zapytała tylko, czy wiem, że mam się rozliczyć i kazała poszukać sobie informacji w internecie... Nie zorganizowała żadnego spotkania, na którym wytłumaczyła by chociaż podstawowe sprawy jak: numer wniosku, co? gdzie? jak? dlaczego? Na szczęście dostałam dokument od koleżanki z innego biura, który wyjaśnia wszystkie kwestie związane z podatkami dla Au Pair ---> General Tax information for Au Pairs. Wypełniłam więc mój wniosek na podstawie tego, więc polecam go innym, którzy szukają pomocy.

Kolejną problemową sprawą okazał się sposób jak wpłacić te pieniądze. Można zrobić to na kilka sposobów: telefonicznie, przez internet, wysyłając czek albo tzw. money order. Ja zdecydowałam się wysłać pieniądze czekiem.

Jak wypełnić?
Pay to the order of: United States Treasury,
For: 2012 Form 1040NR-EZ, imię, nazwisko, numer telefonu i   Social Security Number.

Czeku  nie wolno przypinać w żaden sposób do wniosku. W zależności, czy wysyła się wniosek razem z czekiem, czy tylko sam wniosek, wysyła się to w inne miejsce. 

Bez opłaty należy wysłać wniosek na ten  adres:
Department of the Treasury
Internal Revenue Service
Austin, TX 73301-0215
U.S.A.

Jeżeli do wniosku załączony jest check albo money order:
Internal Revenue Service
P.O. Box 1303
Charlotte, NC 28201-1303
U.S.A.

Ostatecznie po obliczeniach wyszło mi, że mam do zapłaty $508!
Postanowiłam się zabrać za to wszystko trochę wcześniej niż zaraz przed 15 kwietnia bo w razie pomyłki będę miała czas na poprawki. Mój host powiedział, że jeśli zdarzy się jakiś błąd, oni wysyłają wniosek spowrotem. Oby nie było!

Ciekawi mnie jak u Was wygląda sprawa z podatkami? Płaciliście, zamierzacie płacić, udało się Wam jakoś to obejść? Ciężko było znaleźć informacje na temat sposobu rozliczania?

niedziela, 3 marca 2013

Rozrywki super-host dziecka

Mój mały Maxio wiele razy była nazywany super dzieckiem, oczywiście przez swoich rodziców :)) Kiedyś nawet przypadkiem natknęliśmy się w bibliotece na książkę pod tytułem "Max" opisująca przygody super rodziny, która miała super baby...


Piszę tak o nim bo kiedy sobie pomyślę jaki on jest cały czas jest zajęty... czasem ma tylko godzinną drzemkę w ciągu dnia, ale za to chodzi spać bardzo późno jak na 4,5 latka - najwcześniej o  9.30 pm. Wstaje ok 7/7.15 am, o 8.00 jedzie do szkoły. Tam zostaje do 3 lub 4pm, w zależności, czy ma tzw. clubs czyli karate, lego, golf czy koszykówkę. Po szkole często jesteśmy chwilę w domu a potem jedziemy lub idziemy na jakieś playdates i wracamy spowrotem przed 7pm do domu. Wtedy musimy odrobić tzw. "pracę domową", która zadana jest przez jego mamę, nie przez szkołę. Przygotowuję go to egzaminu, który ma mieć w kwietniu. O tym już też pisałam. Ja wtedy już padam z nóg a on musi pisać, kolorować, literować itp., itd. Dziwie się, że w ogóle chce to robić. Czasem zdarza mu się świrować, ale to chyba każdemu przy nauce ;) Właściwie to idzie mu coraz lepiej, z czego jestem bardzo dumna.

W tym tygodniu Mr. Super Max ma bardzo urozmaicony czas poza szkołą... 
Jednego dnia, zadzwonili ze szkoły, że mały jest chory, i że trzeba go odebrać... Wcale na chorego nie wyglądał... a idąc do biura, gdzie zgłaszają się rodzice, nianie itp., kiedy mają wcześniej odebrać dzieci, spotkałam inną nianię, która opiekuje się chłopcem z Maxa klasy, który podobno też był chory. Mój host stwierdził, że prawdopodobnie nie dawali sobie z nimi rady i wysłali ich do domu... No a kto się potem musiał z nimi męczyć i pracować więcej godzin niż przewiduje umowa? Oczywiście panie nianie! W tą opcję, że maluchy rozrabiały jestem w stanie uwierzyć... Wcześniej bardzo często zdarzały się telefony ze szkoły, że Super M. coś przeskrobał. Kiedy hostka rozmawiała z nauczycielami, żeby jakoś temu zaradzili i posądzała szkołę, że nic z tym nie robią... telefony się skończyły a hostka miała aferę, że niszczy reputację szkoły. To jest oczywiście prywatna szkoła, więc na reputacji im jak najbardziej zależy. Domyślam się, że szkoła postanowiła przestać dzwonić do moich hostów z zażaleniami o moim host aniołku żeby hostka nie robiła więcej zamieszania. Oj to długa historia. Teraz hości są już pewni, że od września Max idzie do nowej publicznej szkoły, która jest 5 minut pieszo! od naszego domu. Do obecnej szkoły jedzie się samochodem ok 30 minut! Wracając do tematu dnia wolnego od szkoły... Postanowiłam zabrać drania do Muzeum Dziecięcego, zwłaszcza że na zewnątrz było dosyć zimno (jak na Miami). 

Max na kajaku przy wodospadzie

...na fotelu dentystycznym a Super M. robi zdjęcie
W muzeum spędziliśmy kilka godzin a potem pojechaliśmy spowrotem do szkoły, bo hostka chciała żeby mimo wszystko mały poszedł na zajęcia lego, które bardzo lubi. Pojechaliśmy więc i tam wszystkie nauczycielki patrzyły na nas złowrogim wzrokiem, pytając czy Max czuje się już lepiej. Kiedy czekaliśmy aż przyjdzie nauczycielka, przyszedł do nas trochę starszy od Super M., chłopiec i czytał nam książkę. Max oczywiście słuchał z wielkim zainteresowaniem.



Obok skakało kilku chłopców czekających też na lego... Co dziwne to własnie chłpcy kręcili hula-hoop a to był poziom zaawansowany bo do tego tańczyli Gangham Style :P Nie lubię tego przeboju, ale to wydanie wyglądało zabawnie.


Wreszcie przyszła nauczycielka i stwierdziła, że nie możemy zostać, co bardzo zmartwiło Maxa. Za to dostaliśmy paczkę lego, która się tak, czy siak należała. Te zajęcia polegają na tym, że dzieci dostają małą paczkę lego i podczas zajęć nauczyciel pomaga zbudować to co jest na instrukcji w pudełku a potem wszyscy mogą swoją paczkę zabrać do domu! Cool, right? Lego oczywiście zbudowaliśmy w domu a potem odrobiliśmy pracę domową i tak się skończyła moja praca. Kolejnego dnia, na całe szczęście dla mnie, rodzice wysłali go do szkoły. Oczywiście jak to w super prywatnej szkole, plan zawsze może się zmienić z dnia na dzień, musiałam odebrać go wcześniej. Tego dnia Max dostał zaproszenie do Soccer Indoor court. Było super. Poza M. było tam 10 innych dzieciaków. Każdy dostał koszulki, które widać w ultrafiolecie i glowsticks. Wszystko dlatego, że cała "gra" odbywała się po ciemku a dla takich maluchów to wielka frajda. Super M. oczywiście biegając jak szalony, nie koniecznie za piłką... chciał ściągać koszulkę, dzięki której wszyscy mogli go widzieć w ciemności. Ehh te jego pomysły. Zdjęcia może nie wyglądają zbyt efektownie...




Do domu oczywiście wróciliśmy znowu dosyć późno.
W miniony piątek w wielu miejscach były obchodzone urodziny Dr. Seuss, czyli pisarz, głównie książek dla dzieci. Książki te są dosyć oryginalne i często są to książki dla dzieci zaczynających czytanie, które pomagają w kształtowaniu i ćwiczeniu poprawnej wymowy. Mnie osobiście się one bardzo podobają. Sama czytam je Maxowi przed snem. Takie obchody 109 urodzin Dr. Seuss zostały zorganizowane też w słynnym Miami Children's Museum. Wybraliśmy się tam oczywiście zaraz po szkole bo Max bardzo liczył na ciasto urodzinowe, i że spotka samego Dr, Seussa ;) Pierwszym rozczarowaniem było to, że 20 minut szukałam miejsca parkingowego, co nigdy mi się tam nie zdarzało. Było mnóstwo ludzi. A w muzeum różne rozrywki dla dzieciaków. M.in. malowanie twarzy i różne art crafts... My jako members (członkowie?) załapaliśmy się na małą imprezę a Super M. dostał drobny upominek. Bawiliśmy się dobrze mimo wielkiego tłoku.


Ciacha z postaciami i symbolami niektórych bajek Dr. Sueussa


Ptasie mleczko (marshmallow) i jadalna farba na wzór czapki tzw. "kota w czapce"

Cat in a hat

Max wyrusza w podróż międzygalaktyczną
Tak właśnie skończył się ten pracowity, dla Super Maxa i dla mnie tydzień :) Urodzinowo!
Sami widzicie, moje super-host dziecko nie ma lekko ale za to, na szczęście ma wystarczająco energii na wszystkie zajęcia a może jeszcze więcej... Zobaczylibyście go co robi jak rodzice wracają do domu... :P