poniedziałek, 26 sierpnia 2013

South Carolina

W tym roku, tak jak i w poprzednim polecieliśmy spotkać się z całą rodziną hostka w domku na plaży. Tym razem było to w Karolinie Południowej w Surfside Beach. Spodziewałam się, że nie będzie to dla mnie ciężka praca bo moja hostka musiała zostać w domu a bez niej maluch jest grzeczny plus dom był pełen kuzynów. Byli tam też dziadkowie i rodzeństwo hosta. Wszyscy bardzo mili. Codziennie rano kilka osób przygotowywało śniadanie i ja oczywiście miałam swój wkład tam. Robiliśmy tosty, smażyliśmy bekon i robiliśmy jajecznicę. Do tego każdego ranka czekała na mnie gotowa kawa w kuchni. Każdego wieczora każda rodzina miała przygotować kolację a że ja i host z gotowaniem nie mamy wiele wspólnego to HD zabrał wszystkich na kolację do restauracji. Innego wieczoru każdy miał przygotować jeden element kolacji więc poszłam na łatwiznę i zrobiłam sałatkę grecką, to jedna z niewielu rzeczy które potrafię przyżądzić do jedzenia ;)

Max bawił się z dwoma kuzynami niewiele starszymi od niego. Czasem zdarzało się, że rodzice chłopców zostawiali ich ze mną, ale na szczęście mój host czuwał nad tym i nie pozwalał żeby mnie wykorzystwali. Pracowałam przeważnie od 10 rano do 3 po południu a potem już HD szedł z małym na plażę. Wtedy ja miałam wolne i jeździłam rowerem albo po prostu zwyczajnie leniuchowałam. 

Bardzo podoba mi się plaża i miejscowość w której się zatrzymaliśmy. Wszędzie są tylko charakterystyczne plażowe domy, których nie można zobaczyć w Miami. Te w Karolinie przypominają raczej troche wiejski styl ale są bardzo ładne. Fale są bardzo silne i to jest kolejna różnica między Karolina a Miami, gdzie ocean przeważnie jest bardzo spokojny.

Jest tam pięknie. Zobaczcie sami :]

Dom, w którym się zatrzymaliśmy
















Samolot z 3 siedzeniami dla 3 pilotów 


Lego time

Troche deszczu

Zabawa w deszczory dzień

Trasa wyścigowa mojego projektu dla monster trucków 
Teraz kiedy mieliśmy mnóstwo zamieszania z przyjęciem urodzinowym dla małego, które się wreszcie dzisiaj odbyło mój host już mówi, że tęskni za pobytem w Karolinie i wcale mu się nie dziwie bo było tam dużo spokojniej niż tutaj w Miami.

Troubles

Miniony weekend i cały tydzień był dla mnie okropny. Miałam niezwykłego pecha i potwornego doła czekając co jeszcze złego mnie spotka....

Po powrocie z Karoliny Południowen (to w kolejnym poście), gdzie było na prawdę super, miałam spotkanie z moją grupą i LCC. Musiałam wziąć samochód. Po drodze postanowiłam zajechać do T-mobile żeby zmienić operatora i aktywować mój nowy telefon. Stary się niestety popsuł. Od początku mówiłam kolesiowi, że chce zmienić na T-mobile a będąc w sklepie o nazwie T-mobile wydawało mi się to oczywiste. Tenże koleś miał duży problem z aktywowaniem moje telefonu po czym stwierdził, że mój telefon nie działa i że kolejnego dnia ma się spotkać z kimś kto ten telefon naprawi za free!! Spędziłam w tym sklepie około godziny i kiedy wyszłam zdołowana, że nowy telefon który kupiłam przez internet nie działa, zobaczyłam, że nie ma mojego samochodu! Chyba nigdy wcześniej nie stresowałam się bardziej niż wtedy. Przecież to nie mój samochód! Wróciłam do tego sklepu T-mobile i koleś pomógł mi znaleźć miejsce gdzie odcholowali mi samochód. Nie było to daleko - 10 minut pieszo! Odebrała samochód, niestety musiałam wydać 1,5 tygodniową pensję Au Pairską. Nie pojechałabym daleko bo byłam cała zdenerwowana więc na spotkanie z LCC pojechałam z koleżanką.

Kolejnego dnia wróciłam do tego sklepu i facet mówi mi, że telefon nie działa a naprawa kosztowała by zbyt dużo. Już wtedy coś mi śmierdziało bo jak ktoś sprzedaje nowy telefon przez internet to na pewno nie sprzedałby zepsutego tylko na gwarancji by go naprawił i dopiero wtedy wrzucił na aukcję. Nie mogłam zostać bez telefonu wiec postanowiłam kupić nowy w tym sklepie i odesłać ten kupiony przez internet bo wczęśniej sprawdziłam, że mam taką możliwość. Nowy telefon działała podobnie jak ten wcześniejszy 5 minut z nową kartą sim a potem wszystko przestawało działać. Niestety wtedy już wyszłam ze sklepu i było za późno żeby móc tam wrócić. Wszystko to wydało mi się dziwne bo nie możliwe żeby dwa nowe telefony nie działały i pomyślałam, że jest coś nie tak, ale z kartą sim. Przypomniałam sobie, że mam jakąś starą kartę T-mobile w domu. Okazało się, że oba telefony działają bez problemu! Wtedy się zorientowałam, że kartę którą mi ten koleś sprzedał to było "go smart" a nie T-mobile! Najwyraźniej panu sprzedawcy zależy na pozyskaniu nowych klinetów dla tych kart sim, które podobno są częścią T-mobile, w co nie chce mi się wirzyć. W każdym bądź razie telefon, który chciałam mieć nie czyta tych dupnych kart sim. Kolejnego dnia wróciłam po raz kolejny do tego sklepu i oddałam nowy telefon. Na szczęśćie przyjął go bez problemu i zwrócił mi za niego pieniądze. Nie udało mi się odzyskać pieniędzy za aktywację karty sim, której nigdy niei użyłam i nie chciałam. Pojechałam do większego sklepu T-mobile i tam wszystko załatwiłam w ciągu 10 minut! Na szczęście telefon działa bez zarzutu, ale przez tego nieuczciwego typa straciłam troche pieniędzy. Tutaj można przeczytać moją recenzję sklepu dla yelp: http://www.yelp.com/biz/t-mobile-miami-beach-6?fsid=Ht-nOCfmBpZR6ObiLBddhA 

Jeśli chodzi o odcholowanie samochodu... Musiałam wrócić na ten parking i sprawdzić jak to wszystko wygląda. Okazało się, że przy wjeździe, przez który ja wjechałam nie ma znaku a inny znak jest odwrócony, że nie ma możliwości go zobaczyć plus przy pojedyńczych miejscach parkingowych nie ma żadnego znaku. Dowiedziałam się ciekawych rzeczy na temat firm odcholowujących samochody. Podobno mają swoich ludzi albo płacą bezdomnym i oni dzwonią im kiedy widzą, że osoba zaparkowała na parkingu a poszła do innego sklepu. Ja tam zrobiłam, ale nieświadomie. Na policji poradzili mi żebym poszła z tym do sadu, ale nie mam wielkich szans bo to jest prywanty parking gdzie jest kilka sklepów i mimo wszystko ale oznakowanie jest. Tylko trzeba się dobrze rozejrzeć. Nie wiem co z tym zrobie, ale nienawidzę oszustów i naciągaczy a podobno w Miami ich nie brakuje...

piątek, 9 sierpnia 2013

Jak by mi innych zajęć było mało - wolontariat

Wspominałam już na pewno, że pracuję jako wolontariuszka w Miami Children's Museum, podobnie jak rok temu i podobnie jak rok temu w Art Studio. Generalnie ludzie, którzy pracują w muzeum się nie zmieniają, ale jeśli chodzi o wolontariuszy to ciągle jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Co ciekawe większość wolontariuszy ma około 15 lat, więc nie ma dużej różnicy pomiędzy nimi a dziećmi, które przychodzą się tam pobawić ;) Chociaż właściwie są też tacy wolontariusze, którzy przychodzą tylko po to żeby się tam bawić. Z tego co wiem to młodzież tutaj potrzebuję do szkoły średniej i collegu wypracować ileś tam godzin pracy woluntarystycznej. Ja jestem tam bo nie lubię nudy, pomijam to, że potem braknie mi czasu na inne sprawy. Kiedy zawoże malucha do muzeum na Summer Camp ja mogę iść trochę inaczej popracować. Szczerze mówiąc to taka praca jest spokojniesza niż z tym jednym małym draniem ;) Zawsze to jakaś odmienność. Niestety jutro już idziemy do muzeum ostatni dzień i w sobotę lecimy do Karoliny Południowej (nie Północnej, tak ja było mi to mówione).


Taką koszulkę dostaje każdy wolontariusz. Ja musiałam zmodyfikować swoje imię na koszulce bo ludzie śmiesznie wymawiają tu Gosia ;) 

Jak wygląda moja praca w muzeum? Przychodzę do Art Roomu na godzinę 10. Room otwierany jest o godzinie 11, ale mimo to jest trochę pracy - przygotowanie projektu na cały dzień, czyli wycinanie, wiązanie, klejenie i wiele innych ciekawych zajęć, które wbrew pozorom są bardzo relaksujące. Kiedy pokój jest otwarty moim zadaniem przeważnie jest przyjmowanie gości, czyli rodziców z dziećmi, którzy chcą wykonać nasz projet. Witam ich i często tłumacz na czym projekt polega i jak go wykonać. Projekt to wielkie słowo, a tak na prawdę to są proste sprawy, żeby dzieci w każdym wiek i te małe mogły go wykonać (czasem z pomocą). Ostatnio np. robiliśmy zakładki do książek. Wycieliśmy wcześniej gotowe szablony a dzieciaki mogły później to kolorować i przyklejać kolorowe cekiny i kawałki gazet.

Wszystkie dzieciaki bardzo chętnie przychodzą do Art Roomu, zwłaszcza kiedy jest malowanie farbami. Przez cały lipiec mieliśmy malowanie do muzyki. Na początek kolega, który tam pracuje robił dzieciakom krótki wykład i sprawdzian z kolorów podstawowych. Potem włączaliśmy muzykę i dzieci zabierały się do tworzenia. Proste, ale jednak pomoc jest potrzebna.

Przykładowa zakładka do książki


Jutro niestety ostatni dzień, ale w końcu kiedy rok szkolny się zacznie, ja musze się zacząć zabrać za własne sprawy.