piątek, 7 marca 2014

Co robię - słowa wyjaśnienia

Widzę, że istotne informacje, które teraz pochłaniają mnie najbardziej zatonęły w morzu zdjęć i przyjemniejszych relacji ;) Zatem zbierając wszystko razem.

12 lutego wygasła mi wiza, mimo to jak jażda Au Pair mam miesiąc na podróżowanie, in. okres ochronny, czyli do 12 marca. Dlatego napisałam, że nie jestem już Au Pair, bo teoretycznie nie jestem, chociaż ciagle robię to samo. Z własnego wyboru i za namową hostów.

W listopadzie aplikowałam o zmianę statusu na turystyczny. Co oznacza, że ubiegam się o wizę turystyczną tutaj w stanach. Wypełniłam aplikację online - I-539 na tej oto stronie: http://www.uscis.gov/uscis-elis 
Jest to aplikacja, dzięki której można zmienić albo przedłużyć wizę nieimigracyjną. To jest to samo prawdopobonie co robimy przedłużając pobyt jako Au Pair w rodzinie na kolejny 6, 9 albo 12 miesięcy. Ja już tą opcję wykorzystałam więc szukam innych.
Taką aplikację trzeba wypełnić najpóźniej 45 dni przed wygaśnięciem wizy i podczas czekania na odpowiedź nie trzeba opuszczać kraju mimo, że stara wiza wygasła.

Oznacza to, że jeżeli do 12 marca nie dostanę odpowiedzi ciągle będę tu legalnie. Jeżeli dostanę odpowiedź negatywną, będe miała wyznaczony czas na opuszczenie USA. Prawdopodobnie jest to 30 dni.

Przy wypełnianiu takiego wniosku należy napisać uzasadnienie dlaczego chcę zmienić status. Należy też wysłaś ksero wiz, które się posiada i pierwszą stronę paszportu. Dodatkowo trzeba mieć sponsora, jako dowód na to, że będziemy mieli środki do życia podczas przedłużonego pobytu.
Problem w tym, że biuro imigracyjne podaje jakiś przybliżony termin na odpowiedź. W moim przypadku jest 2,5 miesiąca a niedługo minie  już 3,5 miesiąca i ciągle nic!

Pisałam już kiedyś, że moja host rodzina zaproponowała mi żebym została z nimi dłużej a oni będą mnie sponsorować. To znaczy dadzą mi część pieniędzy na studia w zamian za to, że będe im pomagać przy opiece nad maluchem. Więc Max nie ma nowej niani i chociaż czasem nienawidzi mnie za to, że każe mu jeść warzywa, sprzątać po sobie i robić pracę domową to i tak wiem, że ciężko byłoby mu się ze mną pożegnać. Często powtarza, że nie chce żebym wyjechała. Nie ukrywam, że mi też nie byłoby łatwo.

Teraz kiedy dostanę odopowiedź z biura imigracyjnego o zmianie mojego statusu to będe mogła złożyć dokumenty do Collegu i wtedy oni zajmą się moją kolejną zmaną statusu na studencką. Szkołę prawdopodobnie będę mogła rozpocząć w maju. Wszystko zależy kiedy dostanę tą odpowiedź. Oby jak najszybciej.

Te całe wizowe sprawy to straszna biurokracja i dużo stresu. Nie zamierzam zostawać tutaj nielegalnie więc możecie się mnie spodziewać niedługo w Polsce ;) Ale wtedy to nie wiem o czym miałabym pisać bo jakoś nie wyobrażam sobie co ja będę tam robić. Przynajmniej zaraz po samym powrocie.... A nie, właściwie to wiem. Upiję się z moimi pijakami, których tak długo nie widziałam! Tesknie :*




To już koniec? vol. 2

Tak jak napisałam pod koniec posta vol. 1, połowa  mi po prostu przepadła i zaczynam od nowa! wrrr

Ciągle czekam na odpowiedz z Immigration Office o zmianie mojego statusu wizy. Jeśli nie odpowiedzą mi do 11 Marca (za tydzień) przepadnie mi prawo jazdy, które już 2 razy przedłużałam, tzn. dostałam tymczasowe na 50 dni, mając nadzieje, że to wystarczy. Odpowiedź miała być po 2,5 miesiącach a minęło już ponad 3. Kiedy dzwonię do nich z pytaniem, co mogę zrobić w tym wypadku, mówią że pozostaje mi tylko czekać... No to czekam. Nie mogę zacząć szkoły a 12 Marca mija mój miesiąc na podróże. Na szczęście wszystko jest legalnie mimo tego, że wiza mi wygaśnie, ale czekam przecież na odpowiedź z biura.

Kontynuując moje zaległe posty, a właściwie skróconą ich formę...

LISTOPAD CD

W listopadzie odwiedziła mnie moja kyznka. Bardzo mnie to ucieszyło bo dobrze było zobaczyć się z rodziną i pozwiedzać razem. W moim planie zwiedzania uwzględniłam:

- Key West,
- Wynwood - Art District i Panther Coffee,
- Ocean Drive - ulica z restauracjami i slynnym klubem
     * Mango's Tropical Cafe,
     * i Domem Versace,
- Lincoln Road Mall,
- Sawgrass Mills Mall i zakupy.

Zdaje sobie sprawę, że w Miami jest o wiele więcej i ciekawszych miejsc do odwiedzenia. Niestety ja przez większość czasu musiłam pracować, oczywiście pomijając weekend, ale mam nadzieję, że mimo to Aga była zadowolona. Buzi :* Max był bo miał dwie nianie...

Na Key West poświęciłyśmy tylko jeden dzień a to na prawdę nie jest wystarczające, biorąc pod uwagę, że samo dostanie się tam autobusem/autem zajmuje ponad 3 godziny. Musiałyśmy wyjechać wcześnie i spowrotem w MB byłyśmy ok 11 w nocy.
Tak jak ostatnio, kiedy odwiedziłam KW i tym razem wybrałam autobus, bo nie czuję się pewnie jechać tak długo chociaż droga jest prosta. Tutaj jest mój post sprzed ponad roku! http://margaridausa.blogspot.com/2012/10/florida-keys.html 


Pierwszym miejscem, które odwiedziłyśmy była wystawa/muzeum Mel Fisher Treasure Exhibit. W muzeum znajdują się skarby pochodzące z dwóch zaginionych statków, które płynęły z Hiszpanii - Atocha i Santa Margarita. Rodzina Fishera przez wiele lat wierzyla, że im uda się odnaleźć skarby i mimo dlugich niepowodzeń w końcu udało im się. Oczywiście przez wiele lat trwał spór do kogo ten skarb właściwie należy. Z tego co pamiętam rodzina proces wygrała i otworzyła to muzeum. Znajdują się tam przeróżne skarby - sztabki złota i srebra, biżuteria, pieniądze, stroje i części statków. Dużo rzeczy bardzo dobrze się zachowało. Można nawet zobaczyć, że niektóre sztabki złota, czy srebra nie mają oznaczeń co ozncza, że były zwyczajnie przemycane. Na ich stronie można poczytać więcej: Mel Fisher Treasure Exhibit website.







O tym już pewnie wspominałam w starszym poście dotyczącym Key West. Wyspa ta słynie między innymi z tego, że kiedyś mieszkał i tworzył tu Ernest Hemingway. Tutaj znajduje się jego dom, który obecnie zamieniony został na muzeum, a do którego niestety nie miałam szansy pójść (co oznacza, że muszę tam jeszcze wrócić). W miasteczku znajduję się bar Sloppy Joe's, który słynie z tego, że pisarz często tam przychodził. W barze znajduję się mały sklepik z pamiątkmi z Key West w większości z podobizną Hemingwaya.






Key West to najbardziej wysunięty na południe punkt Stanów Zjednoczonych, oddalony od Kuby tylko o 90 mil - ok 144 km. Stąd ten znak, przy którym, żeby zrobić sobie zdjęcie, trzeba czekać w długiej kolejce.



W KW odwiedziłyśmy też latarnię morską, z której szczytu można podziwiać widoki. Obok latarni morskiej znajduje się mały domek, który należał do rodziny zajmującej się latarnią a w domku muzeum. Są tam meble i stroje należące do kobiety, która poświęciła swoje życie na pracy przy latarni. Moża tam również posłuchać historii jej życia, jakie obowiązki wykonywała, o ciężkich chwilach podczas sztormów.

The Key West Lighthouse & Keeper's Quarters Museum





Widok z góry


Troche czasu nam zeszło zanim znalazłyśmy "The end of the rainbow" czyli koniec autostrady US1.



Zaraz po tym trzeba było szybko wskakiwać do naszego autobusu z kubańskim przewodnikiem/kierowcą w jednym, który mówił łamanym angielskim a najciekawszą częścia przejażdżki według niego była ogromna rzeźba kraba, która wyglądała conajmniej kiczowato. Trzeba było więc samemu szukać ciekawych  widoków za oknem. A propos Kubańczyków... Podobno to właśnie Key West był miejscem, do którego przypływali łodziami, uciekając ze swojego kraju ze względu na to, że jest to najbliższy punkt. To przez Key West były (być może są do tej pory) przemycane narkotyki. I jeszcze jedna ciekawostka Kubańczyk po przekroczeniu granicy Amerykańsiej staje się automatycznie obywatelem Ameryki! Azyl, tak...

Droga przez 7-miles bridge


Ze względu na to, że pracowałam podczas pobytu kuzynki zwiedzałyśmy bardziej lokalnie, czyli w Miami Beach. Ocean drive, gdzie znajduje się dom Versace, któty jest jedyną posiadłością prywatną na Ocean Drive. Pozostałe budynki to hotele, kluby i restauracje. To przy tym domu słynny projektant został zastrzelony. Ze względu na to, że jest w rękach prywatnych, nie ma możliwości dla każdego wejścia tam. Wydaje mi się, że do tej pory trzeba wykupić kartę członkowską lub być "sławną" osobowością, żeby tam się dostać. Możliwe jest, że są organizowane są tam wycieczki dla turystów, ale tego nie jestem w 100% pewna. Stojąc na zewnątrz na ulicy budynek nie wydaje się wcale taki ogromny ale jest. Zobaczcie sami:


Tutaj znalazłam kilka ciekawych faktór na temat tego słynnego domu: Dom Versace - intersting facts.



Na Ocean Drive znajduje się też bardzo słynny klub - Mango's Tropical Caffee, w którym codziennie można oglądać pokazy tańców, nie tylko latynoskich, ale głównie. Jest to typowe turystyczne miejsce, w których ciężko szukać tubylców. Klub ten znajduję się w większości rankingów co warto zobaczyć w Miami Beach.

 





No i nareszcie miejsce, w którym przebywam najczęściej - South Point. To tutaj przychodzę do parku z maluchem, jeżdżę na rowerze albo biegam, czasem się też opalam :)

South Point a z tyłu Fisher Island
Fisher Island to podobno jeden z najdroższych terenów USA, na których znajdują się drogie apartamentowce i pole golfowe, na którym grał (nie wiem czy ciągle) prezydent W. Bush. Na wyspę można dostać się tylko promem. Żeby się tam dostać trzeba być mieszkańcem wyspy lub być wpisanym na listę osób, któe mogą tam przebywać. Mam koleżankę, której host rodziny babcia ma tam apartament i ona może tam bez problemu pojechać. Z góry wyspa wygląda tak, a te wysokie budynki z tyłu to Miami Beach.


Tam w tyle można mnie zobaczyć czasem jak biegam ;)
Miami Beach Marina
Zachody słońca są najpiękniejsze w Miami < 3

Jedynm z ciekawszych miesc do odwiedzenia w Miami jest Wynwood - Art district, o którym wspominałam już wiele razy. Miejsce z galeriami, muralami i małą kawiarenką - Panther Coffee. Dla przypomnienia galerie te są przeważnie otwarte tylko podczas tzw. art walk wostatnią sobotę miesiąca, który odbywa się wieczorem. My wybrałyśmy się w ciągu dnia, bo raczej wieczorne odwiedziny tego miejsca nie byłyby zbyt bezpieczne kiedy nie ma tam zbyt dużej ilości ludzi. Wynwood znajduje się w Midtown i nie ma co ukrywać, okolica nie należy do najblogatszych... Ale w dzień spoko, tak że mamo nie martw się :*






Podczas tych art walk, jest bardzo tłoczno. Wszędzie peło ludzi, ciężko zaparkować auto i przedrzeć się przez tłum. Na chodnikach są pokazy tańców, capoeiry, ludzie grają na bębnach i ostatnio nawet widziałam jak jeden z artystów malował obraz na zewnątrz swojej galerii. W środku były obrazy stworzone w podobnych stylu. Na prawdę świetne, ale niestety nie mogę się doszukać zdjęć.

Pod koniec listopada oczywiście nie mogło zabraknąć Święta Dziękczynienia. Moja host rodzina rorganizowała kolację dla znajomych i ja oczywiście też byłam zaproszona, ale wiem czym by się to skończyło... Pilnowaniem wszystkich zaproszonych dzieciaków ;) Skorzystałam więc z innego zaproszenia - Thanksgiving we Włoskiej wersji przygotowany przez Paulę. Było pysznie!

Gniocchi czyli coś w stylu kopytek, prawda?

Mr. Turkey


GRUDZIEŃ

Kolejne artystyczne wydarzenie - Art Basel. Jest to coroczne wydarzenie, w którym możną podziwiać dzieła sztuki, mniej lub bardziej wartościowe i brać udział w innych wydarzeniach kulturalnych jak np. noc brazylijska, na którą niestety nie migłam pójść. Jedyne co udało mi się zobaczyć po części były wystawy w Convention Center w Miami Beach. Tego dnia nie miałam zbyt wiele czasu bo musiałam wieczorem pracować wieć nie zobaczyłam wszystkiego.






To samo pamiętam z Biennale w Wenecji



??




Of course it is!!


Ja chyba jednak nie rozumiem sztuki.... 

No i w końcu upragnione wakacje! 2 tygodnie wolnego i spokoju od mojej host rodziny. Oni sami polecieli na 2 tygodnie do Włoch a ja do Los Angeles na Polskie Święta! Nie będe dużo mówić, zobaczcie sami :) Było super!













Widok z Runyon Canyon Park
Runyon Canyon Park
  


STYCZEŃ

W styczniu już dodarłam spowrotem do Miami i zaraz po mnie wróciła też host rodzina. Moja droga "rodzina" chyba nie bierze pod uwagę faktu, że niedługo będe musiała opuścić USA, albo nie widzą problemu w przewożeniu telewizora samolotem... Taki właśnie prezent dostałam od nich pod choinkę. To znaczy to bardzo miło z ich strony, ale ten prezent wyglądał dla mnie troche jak żart. Zapewne po prostu zostawię go im jak wyjadę. Powiedzieli, że to mój kurs angielskiego... Jedyne co tam oglądam to "Big Bang Theory" :P Muszę się zmusić do wiadomości.

Na moje urodziny na szczęście bardziej się postarali ;) w moje (nie powiem które) urodziny pojechaliśmy razem na kręge. Maluch też! Jedliśmy niezdrowe żarcie i graliśmy. Host niestety nie dał mi wygrać a Max był święcie przekonany, że to właśnie on wygrał.


Teraz już postaram się w miarę możliwości pisać regularnie. Nie wiem, jaką formę mój blog ma teraz mieć... Nie jestem już przecież Au pair już od 3 tygodni! Mam nadzieję, że moje wizowe sprawy się wyjaśnią i będe mogła decydować.