wtorek, 17 września 2013

Snorkeling at the Key Biscayne

Jedną z rzeczy, których obawiam się najbardziej jest zanurzenie głowy pod wodę. Nie wiem, trauma z dzieciństwa, czy coś ;) Mimo wszystko dałam się namówić na snorkeling, czyli nurkowanie z rurką w celu oglądania/podziwiania podwodnego życia.
Key Biscayne jest bardzo dobrym miejscem dla początkujących snorkelów jak ja. Są tam piękne rafy koralowe, które niestety częstą są niszczone przez łodzie, które podpływają zbyt blisko. Na to też trzeba uważać podczas snorkelingu i najlepiej jest mieć boję żeby ludzie na łodziach i skuterach wodnych widzieli, że ktoś jest pod wodą i nie podpływali zbyt blisko.




Okazało się, że snorkeling wcale nie jest taki prosty jak wygląda to na zdjęciach....


Chodzi o to, że trzeba zacząć od bardzo mocnego wydmuchnięcia powietrza i ewentualnej wody przez rurkę. Ja nie jestem w stanie tego zrobić. Chyba muszę więcej biegać żeby powiększyć pojemność płuc.  Snorkeling w moim wykonaniu więc wyglądał nieco inaczej. Za każdy  razem kiedy woda wlała mi się do rurki, musiałam się wynurzyć i wypluć tą strasznie słoną wodę.
Początkowo bałam się jak zanurzyłam głowę pod wodę. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Dziwne to uczucie przestawić się na oddychanie tylko ustami. Kolejną dziwna rzeczą było pływanie bez użycia rąk. Ja automatycznie oczywiście zacząłam pływać jak zazwyczaj to robię. Okazało się, że to zły pomysł...
Inny utrudnieniem był porywający prąd. Raz mało brakowało a uderzyłabym skały, ale na szczęście było tam płytko więc zawsze mogłam po prostu stanąć, co było jednak troche utrudnione przez płetwy. 
Mimo tych wszystkich utrudnień i sztuczek, o których trzeba było pamiętać jednak warto  było spróbować snorkelingu. Większość leku minęło i wreszcie można było podziwiać podwodny świat...
Niestety nie mam podwodnej kamery więc nie mogłam uwiecznić tego co widziałam.
To mniej więcej co udało mi się zobaczyć tego dnia:
- skrzydelnik wielki (queen conch),




- Krab pustelnik


- Różne rodzaje garbik daya (Damselfish)




- Papugoryby (parrot fish)


- Barakuda


- Langusta (spiny lobster)



- Rozdymkowate (Puffer fish)


- Meduza (jellyfish), na którą mało nie wpadłam!


Na dodatek, pod koniec mojego wielkiego wysiłku znajomy powiedział mi, że można tam też zobaczyć rekina o bardzo śmiesznej nazwie - rekin pielęgniarka (nurse shark). Podobno nie groźny, ale jak dla mnie rekin to rekin ;)


Całe szczęście go nie widziałam!

To mój przewodnik podczas prawdziwego nurkowania :)


Thanks for not letting me drown :P

Polecam takie doświadczenie. Ja na pewno jeszcze spróbuję mimo, że lek ciągle jest :)






poniedziałek, 26 sierpnia 2013

South Carolina

W tym roku, tak jak i w poprzednim polecieliśmy spotkać się z całą rodziną hostka w domku na plaży. Tym razem było to w Karolinie Południowej w Surfside Beach. Spodziewałam się, że nie będzie to dla mnie ciężka praca bo moja hostka musiała zostać w domu a bez niej maluch jest grzeczny plus dom był pełen kuzynów. Byli tam też dziadkowie i rodzeństwo hosta. Wszyscy bardzo mili. Codziennie rano kilka osób przygotowywało śniadanie i ja oczywiście miałam swój wkład tam. Robiliśmy tosty, smażyliśmy bekon i robiliśmy jajecznicę. Do tego każdego ranka czekała na mnie gotowa kawa w kuchni. Każdego wieczora każda rodzina miała przygotować kolację a że ja i host z gotowaniem nie mamy wiele wspólnego to HD zabrał wszystkich na kolację do restauracji. Innego wieczoru każdy miał przygotować jeden element kolacji więc poszłam na łatwiznę i zrobiłam sałatkę grecką, to jedna z niewielu rzeczy które potrafię przyżądzić do jedzenia ;)

Max bawił się z dwoma kuzynami niewiele starszymi od niego. Czasem zdarzało się, że rodzice chłopców zostawiali ich ze mną, ale na szczęście mój host czuwał nad tym i nie pozwalał żeby mnie wykorzystwali. Pracowałam przeważnie od 10 rano do 3 po południu a potem już HD szedł z małym na plażę. Wtedy ja miałam wolne i jeździłam rowerem albo po prostu zwyczajnie leniuchowałam. 

Bardzo podoba mi się plaża i miejscowość w której się zatrzymaliśmy. Wszędzie są tylko charakterystyczne plażowe domy, których nie można zobaczyć w Miami. Te w Karolinie przypominają raczej troche wiejski styl ale są bardzo ładne. Fale są bardzo silne i to jest kolejna różnica między Karolina a Miami, gdzie ocean przeważnie jest bardzo spokojny.

Jest tam pięknie. Zobaczcie sami :]

Dom, w którym się zatrzymaliśmy
















Samolot z 3 siedzeniami dla 3 pilotów 


Lego time

Troche deszczu

Zabawa w deszczory dzień

Trasa wyścigowa mojego projektu dla monster trucków 
Teraz kiedy mieliśmy mnóstwo zamieszania z przyjęciem urodzinowym dla małego, które się wreszcie dzisiaj odbyło mój host już mówi, że tęskni za pobytem w Karolinie i wcale mu się nie dziwie bo było tam dużo spokojniej niż tutaj w Miami.

Troubles

Miniony weekend i cały tydzień był dla mnie okropny. Miałam niezwykłego pecha i potwornego doła czekając co jeszcze złego mnie spotka....

Po powrocie z Karoliny Południowen (to w kolejnym poście), gdzie było na prawdę super, miałam spotkanie z moją grupą i LCC. Musiałam wziąć samochód. Po drodze postanowiłam zajechać do T-mobile żeby zmienić operatora i aktywować mój nowy telefon. Stary się niestety popsuł. Od początku mówiłam kolesiowi, że chce zmienić na T-mobile a będąc w sklepie o nazwie T-mobile wydawało mi się to oczywiste. Tenże koleś miał duży problem z aktywowaniem moje telefonu po czym stwierdził, że mój telefon nie działa i że kolejnego dnia ma się spotkać z kimś kto ten telefon naprawi za free!! Spędziłam w tym sklepie około godziny i kiedy wyszłam zdołowana, że nowy telefon który kupiłam przez internet nie działa, zobaczyłam, że nie ma mojego samochodu! Chyba nigdy wcześniej nie stresowałam się bardziej niż wtedy. Przecież to nie mój samochód! Wróciłam do tego sklepu T-mobile i koleś pomógł mi znaleźć miejsce gdzie odcholowali mi samochód. Nie było to daleko - 10 minut pieszo! Odebrała samochód, niestety musiałam wydać 1,5 tygodniową pensję Au Pairską. Nie pojechałabym daleko bo byłam cała zdenerwowana więc na spotkanie z LCC pojechałam z koleżanką.

Kolejnego dnia wróciłam do tego sklepu i facet mówi mi, że telefon nie działa a naprawa kosztowała by zbyt dużo. Już wtedy coś mi śmierdziało bo jak ktoś sprzedaje nowy telefon przez internet to na pewno nie sprzedałby zepsutego tylko na gwarancji by go naprawił i dopiero wtedy wrzucił na aukcję. Nie mogłam zostać bez telefonu wiec postanowiłam kupić nowy w tym sklepie i odesłać ten kupiony przez internet bo wczęśniej sprawdziłam, że mam taką możliwość. Nowy telefon działała podobnie jak ten wcześniejszy 5 minut z nową kartą sim a potem wszystko przestawało działać. Niestety wtedy już wyszłam ze sklepu i było za późno żeby móc tam wrócić. Wszystko to wydało mi się dziwne bo nie możliwe żeby dwa nowe telefony nie działały i pomyślałam, że jest coś nie tak, ale z kartą sim. Przypomniałam sobie, że mam jakąś starą kartę T-mobile w domu. Okazało się, że oba telefony działają bez problemu! Wtedy się zorientowałam, że kartę którą mi ten koleś sprzedał to było "go smart" a nie T-mobile! Najwyraźniej panu sprzedawcy zależy na pozyskaniu nowych klinetów dla tych kart sim, które podobno są częścią T-mobile, w co nie chce mi się wirzyć. W każdym bądź razie telefon, który chciałam mieć nie czyta tych dupnych kart sim. Kolejnego dnia wróciłam po raz kolejny do tego sklepu i oddałam nowy telefon. Na szczęśćie przyjął go bez problemu i zwrócił mi za niego pieniądze. Nie udało mi się odzyskać pieniędzy za aktywację karty sim, której nigdy niei użyłam i nie chciałam. Pojechałam do większego sklepu T-mobile i tam wszystko załatwiłam w ciągu 10 minut! Na szczęście telefon działa bez zarzutu, ale przez tego nieuczciwego typa straciłam troche pieniędzy. Tutaj można przeczytać moją recenzję sklepu dla yelp: http://www.yelp.com/biz/t-mobile-miami-beach-6?fsid=Ht-nOCfmBpZR6ObiLBddhA 

Jeśli chodzi o odcholowanie samochodu... Musiałam wrócić na ten parking i sprawdzić jak to wszystko wygląda. Okazało się, że przy wjeździe, przez który ja wjechałam nie ma znaku a inny znak jest odwrócony, że nie ma możliwości go zobaczyć plus przy pojedyńczych miejscach parkingowych nie ma żadnego znaku. Dowiedziałam się ciekawych rzeczy na temat firm odcholowujących samochody. Podobno mają swoich ludzi albo płacą bezdomnym i oni dzwonią im kiedy widzą, że osoba zaparkowała na parkingu a poszła do innego sklepu. Ja tam zrobiłam, ale nieświadomie. Na policji poradzili mi żebym poszła z tym do sadu, ale nie mam wielkich szans bo to jest prywanty parking gdzie jest kilka sklepów i mimo wszystko ale oznakowanie jest. Tylko trzeba się dobrze rozejrzeć. Nie wiem co z tym zrobie, ale nienawidzę oszustów i naciągaczy a podobno w Miami ich nie brakuje...

piątek, 9 sierpnia 2013

Jak by mi innych zajęć było mało - wolontariat

Wspominałam już na pewno, że pracuję jako wolontariuszka w Miami Children's Museum, podobnie jak rok temu i podobnie jak rok temu w Art Studio. Generalnie ludzie, którzy pracują w muzeum się nie zmieniają, ale jeśli chodzi o wolontariuszy to ciągle jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Co ciekawe większość wolontariuszy ma około 15 lat, więc nie ma dużej różnicy pomiędzy nimi a dziećmi, które przychodzą się tam pobawić ;) Chociaż właściwie są też tacy wolontariusze, którzy przychodzą tylko po to żeby się tam bawić. Z tego co wiem to młodzież tutaj potrzebuję do szkoły średniej i collegu wypracować ileś tam godzin pracy woluntarystycznej. Ja jestem tam bo nie lubię nudy, pomijam to, że potem braknie mi czasu na inne sprawy. Kiedy zawoże malucha do muzeum na Summer Camp ja mogę iść trochę inaczej popracować. Szczerze mówiąc to taka praca jest spokojniesza niż z tym jednym małym draniem ;) Zawsze to jakaś odmienność. Niestety jutro już idziemy do muzeum ostatni dzień i w sobotę lecimy do Karoliny Południowej (nie Północnej, tak ja było mi to mówione).


Taką koszulkę dostaje każdy wolontariusz. Ja musiałam zmodyfikować swoje imię na koszulce bo ludzie śmiesznie wymawiają tu Gosia ;) 

Jak wygląda moja praca w muzeum? Przychodzę do Art Roomu na godzinę 10. Room otwierany jest o godzinie 11, ale mimo to jest trochę pracy - przygotowanie projektu na cały dzień, czyli wycinanie, wiązanie, klejenie i wiele innych ciekawych zajęć, które wbrew pozorom są bardzo relaksujące. Kiedy pokój jest otwarty moim zadaniem przeważnie jest przyjmowanie gości, czyli rodziców z dziećmi, którzy chcą wykonać nasz projet. Witam ich i często tłumacz na czym projekt polega i jak go wykonać. Projekt to wielkie słowo, a tak na prawdę to są proste sprawy, żeby dzieci w każdym wiek i te małe mogły go wykonać (czasem z pomocą). Ostatnio np. robiliśmy zakładki do książek. Wycieliśmy wcześniej gotowe szablony a dzieciaki mogły później to kolorować i przyklejać kolorowe cekiny i kawałki gazet.

Wszystkie dzieciaki bardzo chętnie przychodzą do Art Roomu, zwłaszcza kiedy jest malowanie farbami. Przez cały lipiec mieliśmy malowanie do muzyki. Na początek kolega, który tam pracuje robił dzieciakom krótki wykład i sprawdzian z kolorów podstawowych. Potem włączaliśmy muzykę i dzieci zabierały się do tworzenia. Proste, ale jednak pomoc jest potrzebna.

Przykładowa zakładka do książki


Jutro niestety ostatni dzień, ale w końcu kiedy rok szkolny się zacznie, ja musze się zacząć zabrać za własne sprawy.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Ice Skating at the beach

Wczoraj wybrałam się z koleżankami na lodowisko! Tak, tak znalazłyśmy lodowisko w Miami Beach! Zaskoczyło mnie to, ale miło. Mogłam powspominać Ice manię w Lublinie ;) Było superowo!

Troche zabawnie wyglądało moje wejście na lodowisko w cienkiej sukience. Było tam lodowato! Ale oczywiście wzięłam ze sobą ciepłe ubrania.

Lodowisko jest dosyć niedalego od miejsca, w którym mieszkam. Nazywa się Scott Rakow Youth Center: http://www.rinktime.com/skating_rinks/fl/scott_rakow_youth_center_ice_rink_skating_rink_arena_miami_beach_fl.cfm

Teraz moja hostka planuje się tam wybrać z maluchem. Obawiam się, że może się to skończyć źle wiedząc jak on potrafi szaleć kiedy jest ze swoja mamą. Chyba będzie potrzebował zabrać ze sobą kask ;)
Paola (Włochy) Victoria (Ukraina) i ja






I had so much fun! :))

TOEFL - Test Of English as a Foreign Language

Ze względu na zapotrzebowanie i prośbę postanowiłam napisać post o egzaminie TOEFL. Tutaj fragment z wikipedii więc polecam dla zainteresowanych ciąg dalszy.

Egzamin TOEFL (wikipedia) sprawdza umiejętność rozumienia i posługiwania się językiem angielskim w środowisku akademickim. Wiele uczelni wyższych, na których językiem wykładowym jest angielski wymaga od swoich studentów, których językiem ojczystym nie jest angielski, zdania tego egzaminu. Co więcej, różnego rodzaju agencje rządowe, firmy, a także programy stypendialne wykorzystują wynik z tego egzaminu w procesach decyzyjnych. Wyniki egzaminu są ważne przez dwa lata. Po upływie tego czasu są one usuwane z oficjalnej bazy danych. Uczelnie wyższe zwykle biorą pod uwagę tylko ostatni wynik.


Od początku może... Jeśli chodzi o mnie. Moja hostka (która coraz bardziej działa mi na nerwy ;) zaproponowała mi już jakiś czas temu żebym została z nimi dłużej i studiowała tutaj a oni będą płacić połowę za moją szkołę. Postanowiłam, że to przemyślę i być może złoże na studia tutaj. Ciągle się waham bo po pierwsze nie wiem jakie mam szanse dostać się tutaj na doktora, gdzie mój angielski nie jest idealny, po drugie te studia trwają 4 lata co oznacza 4 dodatkowe lata mieszkania z ludźmi, którym do ideału jednak brakuje i po trzecie to mnóstwo pieniędzy i nie wiem, czy z Au Pair-skiej pensji dałoby radę to ogarnąć. Nie wiem, nie wiem, nic nie wiem. Może jakieś rady??

Zapisałam się więc na kurs przygotowujący do egzaminu, który z resztą był bardzo pomocny. Użuwaliśmy tej książki, w której znajdują się wskazówki jak wykonywać dane zadania i przykłady egzaminów z odpowiedziami plus kilka egzaminów na płycie. Zadania na płycie, pod względem formy, są takie same jak na właściwym egzaminie i są to właściwie zadania z poprzednich lat.


Kurs oczywiście przygotowywał do egzaminu w wersji internetowej (jest jeszcze komputerowa i papierowa wersja).

Po skończonym kursie zapisałam się na egzamin na stronie ETS: http://www.ets.org/toefl Trzeba podać tam dosyć szczegółowe informacje i przyjść na egzamin koniecznie w paszportem jeżeli zdaje się egzamin w kraju, innym, niż kraj pochodzenia. Tak jak wspomniałam w innym poście egzamin kosztuje 180$, więc nie mało. Można zdawać go wiele razy. Egzamin trwa 4/4,5 godziny! Niestety i to wydaje się niewystarczające (przynajmniej dla mnie). Czas pędzi bardzo szybko kiedy jest się skupiomnym (lub mniej) na zadaniach. Nie warto zastanawiać się długo nad jednym pytanie, na które nie ma się pojęcia, która odpowiedź jest prawdiłowa. Wtedy traci się czas na inne pytania, być może dla nas łatwiejsze.

Pierwsza część egzaminu to czytanie, czyli czytamy artykuł i obok mamy pytania do tego tekstu, a)b)c) oczywiście. Druga część to słuchanie i podobnie mamy tutaj odpowiedzi typu wielokrotnego wyboru. Trzecia i czwarta część to kolejno mówienie i pisanie. Mówienie w egzaminie w wersji internetowej polega na nagraniu własnych odpowiedzi (później komisja odsłuchuje i ocenia). Pisanie to 2 eseje, pierwszy 20, drugi 30 minut.

Jeśli chodzi o mnie to najgorzej poszło mi czytanie, mimo tego, że kiedy robiłam testy wcześniej ta część wychodziła mi najlepiej. Nie usprawiedliwiam się, ale kiedy zaczęłam egzamin inni ludzie jeszcze wchodzili do sali, byli rejestrowani do systemu i odprowadzani do stanowiska, gdzie asystent tłumaczył wszystko NA GŁOS! Mimo tego, że cały czas miałam słuchawki na uszach  nie mogłam się skupić. Frustrujące było kiedy zatrzymałam się na pierwszym pytaniu i czytałam go 5 razy, nie rozumiałam nic a nic (pierwsze podobno zawsze najłatwiejsze) a czas uciekał nieubłaganie. Nie dało się przerwać tak jak podczas nauki. Najlepiej poszło mi słuchanie.

Wszyscy pytali mnie czy zdałam egzamin.  Tutaj trudno odpowiedzieć na to pytanie bo nie takiego progu, od któego mówiłoby się o zdanym lub niezdanym egzaminie. Wszystko zależy ile punktów dana osoba potrzebuje, żeby dostać się na konretną uczelnię, każda ma inny próg. Ta do której, ja chce składać zakłada 80 punktów na 120 możliwych. Ja miałam więcej niż to więc jeśli chodzi o ten egzamin raczej nie powinnam mieć problemu.

W którychś z komentarzy padło pytanie, czy to prawda, że trzeba zdać egzamin TOEFLa na kursy dla Au Pair. Ja osobiście nie słyszałam o czymś takim, ale mogę się mylić.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany egzaminem a coś co napisałam jest niejasne lub mało sprecyzowane proszę pytać :)


Jak jeden dzień... [tydzień w Polsce]

W tym roku mój tygodniowy urlop postanowiłam spędzić w Polsce a miałam to ułatwione bo poleciałam tam z Włoch, a nie z Miami. Wiadomo, bilet duuuużo tańszy. Rok temu podczas pobytu we Włoszech z moją host rodziną też miałam tydzień urlopu, ale postanowiłam tam zostać i zobaczyć nowe miejsca.

W domu mogłam podziwiać magnesy i pocztówki z moich podróży! :))




Pobyt w Polsce minął mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy! 
Zdążyłam zaliczyć Warszawę, Lublin i Tomaszów Lubelski no i oczywiście moją małą wioskę. Miałam wrażenie, że przywiozłam upał z Miami bo było ok 35 stopni podczas mojego pobytu w kraju raju ;) 


Mama i ja :P



Moje truskawki, mniam, mniam

Bocian wypiął się na mnie

Burza się zbliża

...po burzy

Tak bardzo mi brakowało polskiego chleba, że jadłam go codziennie i smakował taaak dobrze jak nigdy więc niestety musiałam przejść na dietę spowrotem po powrocie do Miami ;)

Dziwnie było mi słyszeć język polski wszędzie. Sama śmiałam się z siebie kiedy niechcący uderzyłam kogoś przechodzącego obok powiedziałam "Sorry" :P Poczatkowo brakowało mi polskich słów bo w Miami raczej rzadko zdarza mi się rozmawiać po polsku.

Ulice w Polsce wydawały mi się takie wąskie, że nie wiem jak ja bym na nich jeździła. Pocieszające jest to, że we Włoszech, a przynajmniej w Lido, gdzie spędziłam troche czasu ulice są jeszcze węższe.

A to w obrazkowym skrócie gdzie byłam i co robiłam:


Tak się pije w Polsce ;)

Pierogi

Alkoholowe galaretki


Móóój wydział psycholi!









Piwo z Czarnym

:*

No i tak jak nie tęskniłam za Polską, teraz trochę zaczęłam ;)
Było super, ale mimo wszystko ciągle powtarzam, że boję się kiedy będe musiała już wrócić...