poniedziałek, 13 maja 2013

Krótki wypad do Europy - Mediolan

...Niestety nie w celach turystycznych.
Tak jak już wspominałam kiedyś, moja HM wymyśliła sobie wyjazd do Włoch, odwiedzić swoich rodziców. Później się okazało, że musiała jechać na konferencję medyczną. Najlepsze jest to, że któregoś dnia rano obudziłam się i jej nie było więc zostałam z małym i dziadkami. To ok, ale to, że nie poinformowała mnie o tym już nie. Ona jest czasem tak zakręcona, że zapomina o nawet tak istotnych sprawach. Przepraszała mnie kilka razy i była przekonana, że mi o wszystkim powiedziała.
Obawiałam się tego wyjazdu bo takie długie podróże z małym bywają ciężkie a tym bardziej z jego mamą. Całe szczęście większość lotu przespał a jego zachowanie zmieniło się znacznie od kiedy został wydalony ze szkoły za ugryzienie kolegi. Czasem bywa taki spokojny, że aż dziwnie.
Pierwsza sprawa, którą musiałam się zająć w Mediolanie była moja wiza i nauka jazdy metrem. Metro okazało się bardzo proste i bez problemu dotarłam do konsulatu. Ale tę historię już opisałam w poprzednim poście :)
Moja praca tam była trochę nudna, bo większość czasu spędziłam z Maxem na placu zabaw, gdzie wszyscy mówili po włosku. Jedyną rozrywką było słuchanie małego jak mieszał angielski z włoskim. Brzmiało to mniej więcej tak: "can I gioca con te?" Na szczęście dla niego były tam też dzieci ze szkoły międzynarodowej, które mówiły w tych dwóch językach. Moja praca w Miami jest dużo bardziej urozmaicona i przez to nie nudna. Mogę pójść na basen, do muzeum, plac zabaw, gdzie znam mnóstwo ludzi, na plażę albo do domu innych dzieciaków i co najważniejsze sama mogę decydować o tym co chce robić oczywiście w konsultacji z Maxem.
Całe szczęście po, czasem po pracy ale głównie w weekendy o które zahaczyliśmy pobytem we Włoszech mogłam zobaczyć trochę  ciekawych miejsc. Straszny był jeden moment, kiedy wyszłam z metra wprost na Duomo zobaczyłam wielki tłum a w nim głównie czarnoskórzy sprzedawcy, którzy się prawie rzucali na ludzi żeby im coś wcisnąć. Jeden pan ciągnął mnie za rękę, tak jakbym nie zdążyła go bez tego zauważyć.
Generalnie centrum miasta jest piękne, jest tam mnóstwo galerii, oczywiście słynny Teatr alla Scala, Zamek Sforzów, Statua da Vinci, kilka starych kościołów z pięknymi malowidłami, w tym Ostatnia Wieczerza Leonarda da Vinci i oczywiście słynna Galeria  [Galerija] z baardzo drogimi sklepami.
Nie udało mi się niestety zobaczyć Ostatniej Wieczerzy bo żeby się tam dostać trzeba rezerwować wizytę miesiąc wcześniej.

Duomo


Zamek Sforzów


Wystawa instrumentów w Zamku Sforzów 


Leonardo

Część tzw. Galerii i Prada




Di Porta Venezia

Teatr alla Scala



Podsumowując w Mediolanie było lepiej niż się spodziewałam. Bez problemu dostałam wizę i miałam więcej czasu wolnego niż mogłam się spodziewać. Teraz czeka mnie kolejny wyjazd do Włoch, dokładnie do Wenecji, tym razem dłuższy bo na 3 tygodnie, ale w tym 2 pracujące a jeden w Polsce :)) 

3 komentarze:

  1. nie dość ze stany będziesz dobrze znała to jeszcze Wlochy! pozazdrościc:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Albo trochę przekręciłaś, albo ja mam inne dane :) "Zamek Sforzów" to Castello Sforzesco, a La Scala to nie teatr, tylko Opera :)
    Na Duomo najczęściej próbują wszystkim wcisnąć karmę dla gołębi, nie znoszę tego typu ludzi, są strasznie natrętni ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamek Sworzów to spolszczona nazwa Castello Sforzesco ;) Z tego co ja wiem to jest to teatr. Oficjalna nazwa to Teatro alla Scala. Opera to dzieło wystawiane w operze: http://pl.wikipedia.org/wiki/Opera
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń