czwartek, 29 grudnia 2011

Od Początku



Właśnie! Na początku było mnóstwo pytań... 

Zaczęło się od wyboru biura przez które miałabym jechać. Oczywiście porównywałam ich oferty i koszty. Ostatecznie zdecydowałam się na Cultural Care, ale opinie co do biur, tak na prawdę, są bardzo zróżnicowane. 

Kolejnym krokiem było umówienie się na spotkanie z byłą au pair, która opowiedziała o swoich doświadczeniach i o zasadach programu. Umawiając się na takie spotkanie byłam przekonana, że będzie na nim dużo osób bo sama rejestracja w programie nie jest zobowiązująca. Tymczasem na spotkaniu  w sumie były 3 dziewczyny, w tym ja i moja koleżanka, którą udało mi się niemal siłą zaciągnąć! ;) Było bardzo sympatycznie. Obejrzałyśmy film, w którym au pair opowiadały o swoich doświadczeniach i o tym czego nauczyły się w ciągu roku. Pod koniec okazało się, że jest jeszcze przewidziana rozmowa dotycząca doświadczenia w opiece nad dziećmi i ze znajomości języka angielskiego. Prawdopodobnie na podstawie tej rozmowy była wystawiana opinia, czy osoba kwalifikuje się do programu. 

Potem miałam czas na wypełnienie aplikacji internetowej, w której znajdowały się pytania o:
  • hobby,
  • rodzinę,
  • styl życia,
  • kwalifikacje,
  • doświadczenie w opiece nad dziećmi,
  • stan zdrowia,
  • dlaczego chcę być au pair,
Dodatkowo należało napisać listo do przyszłej host rodzinki nakręcić filmik o sobie i umieścić swoje zdjęcia. Szczerze mówiąc to nie zdążyłam nakręcić filmiku (można było  dodać go później), zanim to zrobiłam znalazłam rodzinę. Jeśli chodzi o zdjęcia to umieściłam kilka ze znajomymi i kilka z dzieciakami, którymi się zajmowałam.

Po wypełnieniu aplikacji, w ciągu tygodnia, na moim profilu pojawiła się pierwsza rodzina. Nie pamiętam dokładnie skąd byli, pamiętam tylko, że duża ilość dzieci w rodzinie mnie przerażała i grzecznie odmawiałam współpracy ;) Podobna sytuacja powtórzyła się trzy razy. Aż w końcu postanowiłam zmniejszyć maksymalną liczbę dzieci, którymi mogę się opiekować, do dwóch. Po tym właśnie znalazłam rodzinę z Nowego Jorku z jednym dzieckiem. Dopiero na tym etapie musiałam wpłacić pieniądze za program.

Po mniej więcej tygodniu host mom napisała do mnie, że chcieliby ze mną porozmawiać i że bardzo podoba im się moja aplikacja. Umówiliśmy się na rozmowę na Skype w weekend, bo w tygodniu nie mają czasu. Nasza pierwsza rozmowa trwała prawie 2 godziny. Przed tym przygotowałam sobie pytania, których z resztą jest mnóstwo w internecie i książeczce, którą dostałam z biura. Obawiałam się, że nie będę rozumieć hostów, ale rozmowa przez Skype okazała się dużo łatwiejsza niż sama rozmowa telefoniczna. (Czasem po polsku nie umiem się dogadać telefonicznie ;) ) Rodzinka zrobiła na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie, byli sympatyczni, ale rzeczowi. Poznałam też Maksa, który wydaje mi się być małym łobuziakiem.... :D 

Potem jeszcze kilka razy rozmawialiśmy i host mom zapytała, czy jestem pewna, że chce właśnie do nich przyjechać. Oczywiście się zgodziłam! Teraz ich zadaniem było potwierdzenie tego w biurze w USA. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie kobieta. Upewniała się, czy faktycznie sytuacja wygląda tak, jak zostało to przedstawione przez rodzinę.

Od tego czasu wymieniłam z host parents kilka maili. Pomogli mi w znalezieniu szkoły, w której będę mogła uczyć się angielskiego i doradzili żebym przygotowała się do egzaminu TOEFL. Prawdopodobnie zdecyduję się na jeden weekendowy kurs w Long Island, dzięki któremu zdobęde 3 z 6 potrzebnych kredytów. Pozostałą część kredytów chciałabym wyrobić w klasie konwersacyjnej w pobliskiej bibliotece.

Ważną częścią przygotowania do wyjazdu jest z pewnością zdobycie wizy. Bez tego ani rusz! Część dokumentów potrzebnych podczas wizyty w ambasadzie otrzymuje się z biura. Oczywiście na początek należy wypełnić przez internet wniosek wizowy a po tym umówić się na spotkanie z konsulem. Na wizytę w ambasadzie czekałam tydzień. Jasne jest, że tutaj również pojawił się stres i obawa, że nie dostanę wizy. Tak na szczęście się nie stało, chociaż po 20 minutowym spóźnieniu i staniu w korkach ta opcja stawała się coraz bardziej prawdopodobna. Całe szczęście kiedy weszłam do ambasady nikt nie pytał mnie o godzinę, na którą byłam umówiona. 
Pani konsul była miła (gorzej z panią w rejestracji). Pytała mnie o:
  • moje doświadczenie w opiece nad dziećmi,
  • co planuję robić po powrocie z USA,
  • host rodzinę, czy z nimi rozmawiałam,
  • moje wykształcenie,
  • poprzednie wizyty w USA,
  • czym się obecnie zajmuję.
Więcej nie pamiętam. Rozmowa trwała może 5 minut. A, zapomniałabym! Rozmowa odbywała się w języku angielskim dlatego, że znajomość języka (w stopniu komunikatywnym) jest warunkiem uczestnictwa w programie. Nie były to skomplikowane pytania, ani takie na które nigdy nie odpowiadałam więc poradziłam sobie. Wizę dostałam przesyłką kurierską po jakichś 4 dniach.

Teraz czekam na informacje o locie i na mój wymarzony bilet! Myślę, że w styczniu już go dostanę. Nie mogę się doczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz